Forum - BOKSER.ORG

Pełna wersja: Brook vs Golovkin 10.09.2016
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25
Wracając do umiłowanego Floyda Mayweathera krótko, to gdyby pokonał
Genadija w limicie 154 funtów bo naturalnie Geńia musiałby zejść
i jak sam to mówi gotów jest to dla niego żaden problem ,aby
zawalczyć z Floydem w Junior średniej,
to w moim rankingu P4P ever, awansował by na drugą pozycję,
w tym momencie plasuje się na miejscu numer 4.

Pozycja lidera niezagrożona narazie zupełnie, dla ułatwienia
napisze że na pozycji lidera nie jest Pacquiao Wink
u mnie plasuje się na piątym zaraz za Mayweatherem.
Leoffler poinformował, że Kell Brook będzie miał operację pęknietych kości oczodołowych.
FMJ raczej nie dal by rady z GGG, biarac pod uwage jego wczesniejsze walki ze swarmerami jak Castilo i Maidana od których Kazach jest wiekszy i silniejszy, chociaz po zejsciu do 154 cholera wie jak by wygladal w ringu
Moje spojrzenie na tę walkę z perspektywy kilku godzin znacznie różni się od odbioru na ba żywo. Myślę, że wszyscy padliśmy tutaj ofiarą iluzji i mistyfikacji uważając, że przez 4 rundy oglądamy wyrównaną walkę, której rezultat pozostaje otwarty. Teraz sądzę, że obóz Brooka z góry założył walkę na długości kilku rund podczas których Kell da z siebie wszystko, a gdy osłabnie to rzucą ręcznik. W gruncie rzeczy nie ryzykował wcale tak dużo, bo Gołowkin bije strasznie mocno, ale mało precyzyjnie i jego nokauty są z bólu, a nie z utraty przytomności (tak jak Witalija Kliczki, czy kiedyś Rocky'ego Marciano). Żeby jeszcze było to normalne poddanie przez sędziego, to może bym tak nie uważał, ale ten facet z ręcznikiem pojawił się w narożniku Brooka już wtedy, gdy w ringu nic wielkiego się nie działo i jeszcze żadnego realnego zagrożenia nie było. To był pic na wodę, a nie otwarta walka, jak nam się wydawało.

Teraz pewnie będą kreować legendę, że gdyby nie kontuzja, to dopiero pokazaliby Gołowkinowi, gdzie raki zimują i na pewno znajdą się frajerzy, którzy w to uwierzą. Już w tej chwili Brook pierdoli głupoty: "niestety złamał mi kość oczodołu już w drugiej rundzie i potem widziałem go potrójnie, a nawet poczwórnie ". No przecież z czterema Gołowkinami naraz nie mógł wygrać!

Liczy się wynik, a nie "wrażenie artystyczne" . A wynik Brooka w starciu z Gołowkinem jest bardzo nędzny. Do 5 rundy to przetrwał także nasz Proksa. Naprawdę na szacunek to zasługują ci bokserzy, którzy nie tworzyli iluzji "walki o zwycięstwo", ale długo i rozpaczliwie walczyli o przetrwanie pomimo bólu i braku jakichkolwiek szans na wygraną. Tacy jak Rosado, Stevens, Lemieux, a zwłaszcza Martin Murray.
Giennadij Gołowkin - Kell Brook
Walka ogólnie bardzo sympatyczna dla oka i ciekawa w pierwszych trzech odsłonach. Pierwsza runda zapowiadała szybki nokaut, ale Brook pozbierał się i pokazał, że posiada bardzo wysokie umiejętności. Drugie starcie to prawdziwy popis w jego wykonaniu, ale widać było też, że za cholerę nie jest w stanie naruszyć GGG i jeśli ten uspokoi się, szybko zrobi swoje. No i od trzeciej odsłony wszystko zmierzało ku jedynemu możliwemu końcowi. Czy jestem zawiedziony widowiskiem? Chyba nic więcej nie można było się spodziewać, obaj pokazali, że są wybitnymi pięściarzami, ale wygrał ten dużo większy. Sprawdziło się to co zakładaliśmy. Samo przerwanie pojedynku dla mnie niejednoznaczne. Z jednej strony Brook i tak zaraz skończyłby na deskach, ale z drugiej trochę to wyglądało, jakby narożnik stwierdził, i tak to przegramy, szkoda zdrowia, jest jeszcze kupa hajsów do zarobienia w półśredniej, więc kończymy. Teraz niech obaj wracają do normalnych walk. Gołowkin - Jacobs jest jak najbardziej za, a Brooka dalej zobaczyłbym w starciu z najlepszymi w półśredniej.

Lee Haskins - Stuart Hall
Słysząc karty punktowe i komentatorów sądziłem, że jednak przeceniam swoją wiedzę o czytaniu walk bokserskich. Haskins przez 12 rund praktycznie nie zadaje ciosów, ok, fajnie wyglądał w defensywie, ale brakowało choćby jednego prostego, który można by mu zapunktować. Hall słabo zaczął, jakby bał się przeciwnika, ale już w trzeciej rundzie zdominował Haskinsa, co zupełnie umknęło uwadze komentatorów. Od ósmego starcia już w zasadzie dominował i naprawdę nie widzę możliwości zapisaniu mu którejkolwiek z rund 8-12. Do przełknięcia byłby remis. Rundy 1-7, nie licząc 3, dało się dać Haskinsowi bez żadnego przeginania. Ale punktacje typu 116-112 czy 117-111 to już jest jawna kpina i pokazanie, kto miał zejść z ringu zwycięsko i na kogo patrzono przychylnym okiem. Szkoda mi Halla, on rósł w tym pojedynku. Zaczął nieśmiało, ale świetna praca narożnika zmotywowała go do większego wysiłku. Widać było jak z rundy na rundę coraz bardziej wierzy w zwycięstwo, jak daje z siebie totalne maksimum. I, moim zdaniem, to wystarczyło. Na mojej karcie miałem 116-112 dla Stuarta i chyba nawet moja karta co do joty pokrywa się z tą, którą zaprezentował @Arkao. Ewidentnie oglądaliśmy pojedynek, który z góry miał nakreślonego zwycięzcę.

Callum Smith - Nemesapati
Węgier trzymał się dzielnie, ale chyba wynikało to głównie ze słabości Smitha. Nie ma tutaj co się rozpisywać. Straszne męczarnie Calluma, ale on za niecałe 2 miesiące ma toczyć jakiś ważniejszy pojedynek, więc jego forma nie mogła być zbyt wysoka. Chłopak pokazał, że dużo umie we wcześniejszych potyczkach.

John Riel Casimero - Charlie Edwards
Spodziewałem się dobrego boksu na dużym tempie, a dostałem średniej jakości widowisko bez żadnej temperatury. Casimero od początku kontrolował Edwardsa, który wszedł do ringu z zafajdanym pampersem. Chłopak został rzucony na zbyt głęboką wodę i już w drugiej rundzie było widać, że jego szanse na wygraną są niewielkie. Chwała dla niego za to, że mimo wszystko postanowił zaryzykować, a nie czekać na wyrok (pomoc sędziów?) i poszedł do ataku w 10. rundzie. Co prawda skończyło się to szybkim nokautem, ale i tak brawo dla młodego. Edwards ma jeszcze czas, to doświadczenie może go tylko wzmocnić. Casimero nie zachwycił, ale zrobił swoje. Walka do zapomnienia.

Joseph Ward - Andy Townend
Dawno nie widziałem pięściarza tak słabego w defensywie jak Townend. Chłopisko przyjmował po prostu wszystko, co szło w jego stronę. Ward walczył od początku bardzo mądrze, wykorzystywał przewagę w warunkach fizycznych i toczył walkę na środku ringu, punktując przeciwnika. Jedyną szansa Townenda było zagonienie Warda do lin, ale udawało mu się to bardzo rzadko. Jak już nawet taka akcja zakończyła się sukcesem, to Joseph szybko spod nich wychodził i przechodził do kontrataku. Nokaut to konsekwencja zdecydowanie większych umiejętności Warda oraz strasznie dziurawej "obrony" Townenda. Dobry, żywy pojedynek na początek gali.

Podsumowując całą galę: bez szału. Undercard raczej zawiódł. Oficjalny sparing Smitha, nieudany matchmaking Ward - Townend i Casimero - Edwards oraz wałek w walce Haskinsa z Hallem. Walka wieczoru z jednej strony nie była zła, ale z drugiej jej przebieg był kompletnie do przewidzenia, co do joty.
(11-09-2016 07:05 AM)Hugo napisał(a): [ -> ]Moje spojrzenie na tę walkę z perspektywy kilku godzin znacznie różni się od odbioru na ba żywo. Myślę, że wszyscy padliśmy tutaj ofiarą iluzji i mistyfikacji uważając, że przez 4 rundy oglądamy wyrównaną walkę, której rezultat pozostaje otwarty. Teraz sądzę, że obóz Brooka z góry założył walkę na długości kilku rund podczas których Kell da z siebie wszystko, a gdy osłabnie to rzucą ręcznik. W gruncie rzeczy nie ryzykował wcale tak dużo, bo Gołowkin bije strasznie mocno, ale mało precyzyjnie i jego nokauty są z bólu, a nie z utraty przytomności (tak jak Witalija Kliczki, czy kiedyś Rocky'ego Marciano). Żeby jeszcze było to normalne poddanie przez sędziego, to może bym tak nie uważał, ale ten facet z ręcznikiem pojawił się w narożniku Brooka już wtedy, gdy w ringu nic wielkiego się nie działo i jeszcze żadnego realnego zagrożenia nie było. To był pic na wodę, a nie otwarta walka, jak nam się wydawało.

Teraz pewnie będą kreować legendę, że gdyby nie kontuzja, to dopiero pokazaliby Gołowkinowi, gdzie raki zimują i na pewno znajdą się frajerzy, którzy w to uwierzą. Już w tej chwili Brook pierdoli głupoty: "niestety złamał mi kość oczodołu już w drugiej rundzie i potem widziałem go potrójnie, a nawet poczwórnie ". No przecież z czterema Gołowkinami naraz nie mógł wygrać!

Liczy się wynik, a nie "wrażenie artystyczne" . A wynik Brooka w starciu z Gołowkinem jest bardzo nędzny. Do 5 rundy to przetrwał także nasz Proksa. Naprawdę na szacunek to zasługują ci bokserzy, którzy nie tworzyli iluzji "walki o zwycięstwo", ale długo i rozpaczliwie walczyli o przetrwanie pomimo bólu i braku jakichkolwiek szans na wygraną. Tacy jak Rosado, Stevens, Lemieux, a zwłaszcza Martin Murray.
Po prostu nic dodać, nic ująć. Sam chciałem napisać podobny komentarz, ale jak widać nie muszę. Dobrze przynajmniej, że Brook potwierdza iż to Gołowkin złamał mu kość oczodołu a nie, że pękła sama, z napięcia, kiedy groźnie na Kazacha łypał. Z drugiej strony decyzja narożnika jak najbardziej zrozumiała. Niezależnie od tego, co działo się w tym pojedynku Kell to świetny bokser i źródło sporych dochodów. Dopuszczenie do jego zmasakrowania tylko po to, żeby następnego dnia pisano, że został zdemolowany "z honorem" byłoby głupotą. Teraz uchroniony przed utratą zdrowia Anglik da jeszcze parę ładnych i dochodowych walk, dodatkowo bogatszy w wiedzę, gdzie znajduje się granica jego możliwości...
(11-09-2016 08:09 AM)fext napisał(a): [ -> ]Z drugiej strony decyzja narożnika jak najbardziej zrozumiała. Niezależnie od tego, co działo się w tym pojedynku Kell to świetny bokser i źródło sporych dochodów. Dopuszczenie do jego zmasakrowania tylko po to, żeby następnego dnia pisano, że został zdemolowany "z honorem" byłoby głupotą. Teraz uchroniony przed utratą zdrowia Anglik da jeszcze parę ładnych i dochodowych walk, dodatkowo bogatszy w wiedzę, gdzie znajduje się granica jego możliwości...
Boks to jest sport "honorowy" i dla wielu narodów (Meksykanie, Polacy, Rosjanie, Japończycy, chyba także Brytyjczycy) honor bywa czasami ważniejszy od wyniku walki. Ja wiem, że tym sportem rządzi pieniądz, co prowadzi do wielu patologii. Jako kibice nie mamy na to wpływu, ale powinniśmy przynajmniej piętnować cwaniactwo i pazerność. Jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B. Skoro Brook twierdził, że jest prawdziwym średnim i walczy z Gołowkinem nie dla kasy, a o pasy mistrzowskie, to powinien zachować się jak mężczyzna z jajami, a nie spierdalać z ringu pod byle pretekstem (bo jestem przekonany, że rzucenie ręcznika było z nim uzgodnione). Nawet uważany za mięczaka Amir Khan w podobnej sytuacji z Alvarezem walczył dosłownie do upadłego.
Nie jestem pewien czy tak na sto procent było, jak piszecie. Chyba będę musiał obejrzeć walkę jeszcze raz i dokładniej się temu przyjrzeć. Wink
Obejrzyj Wilczku i zwróć uwagę na następujące momenty:
- w pierwszych 3 rundach Brook ma bardzo dobre końcówki, ale w 4 już nie, bo jest bardzo zmęczony. Klei się tylko do Gołowkina i trochę klinczuje.
- w przerwie po 4 rundzie widać sekundanta szepczącego coś Brookowi do ucha poprzez ręcznik (dość dziwne).
- 5 runda od początku jest bardzo jednostronna, jednak nie dlatego, że Brook coś mocnego zainkasował, ale po prostu nie ma już sił. Co ciekawe, w połowie rundy robi krótki zryw, ale po paru sekundach znowu jest przy linach atakowany przez Gołowkina.
- 1:18 przed końcem rundy pojawia się na ekranie postać sekundanta wymachującego ręcznikiem (mógł to robić już wcześniej). Przerwanie walki jest na skutek wyczerpania Brooka, a nie jakiegoś zagrożenia nokautem, bo go nie było.
Ponoć Brook prowadził na wysoko na kartach sędziowskich po czterech rundach. Dobrze, że Brook cudem nie przetrwał całego dystansu...
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25
Przekierowanie