Ruiz vs Joshua II (7.12.2019)
|
14-12-2019, 07:52 AM
Post: #106
|
|||
|
|||
RE: Ruiz vs Joshua II (7.12.2019)
Moim zdaniem w pierwszej walce nie było "wałka", tylko błędna taktyka na poziomie przygotowań Joshuy. Należy pamiętać, że Anglik nie przygotowywał się do walki z Ruizem, tylko do pojedynku z Millerem - 150 kilogramowym nosorożcem z twardym łbem. Dlatego sztab Jushuy uznał pewnie, że w takim wypadku Antek musi też swoje ważyć, żeby przeciwnik nie stłamsił go samą tylko masą. Musieli przecież oglądać, co stało się z bardzo dobrym technicznie Adamkiem, który od Millera odbijał się jak pingpongowa piłeczka a jego uderzenia spływały po Amerykaninie jak po kaczce. Dlatego "przegięto" z masą, w wyniku czego Joshua wyglądał już nie jak zwykły sterydziarz, tylko sterydziarz przerośnięty.
Później, kiedy Miller wpadł, nie chcieli już niczego zmieniać, wychodząc z założenia, że Ruiz to też grubas, w dodatku nie wiadomo, ile faktycznie wniesie na wagę, bo żreć lubi, w dodatku nie widzieli w nim żadnego zagrożenia, gdyż raz, że... grubas, dwa, czasu na przygotowanie miał mało, trzy, wierzono w klasę Antka, który pojedynki z takimi rywalami po prostu wygrywać "powinien". I wszyscy się nacięli. Joshua wyszedł ociężały i z gorszą wydolnością, do tego w trzeciej rundzie oberwał w łeb a przeciwnik nie pozwolił mu się otrząsnąć, tak jak Kliczko, który dał mu parę rund na "rekonwalescencję", tylko cały czas jechał po nim jak po burej suce. W efekcie Joshua spalił się psychicznie. Obrywał, czego nie lubi, przewracał się po "farfoclach", bo ma średnią szczękę i nie mógł znaleźć na Ruiza sposobu. Dlatego w pewnym momencie po prostu się poddał i cieszył, że nikt go już nie ściga i nie bije. Z kolei w trzeciej walce kluczową rolę odegrał... wywiad. Po prostu obóz Joshuy znakomicie wiedział, że Ruiz, zamiast wylewać siódme poty na sali imprezuje, żre, robi za lokalne bożyszcze po czym jeszcze więcej i jeszcze głupiej żre i imprezuje. W ten sposób szlak został dosyć dokładnie wytyczony. Wystarczyło trochę poprzedłużać negocjacje z Ruizem, które okazały się przecież "picem na wodę", bo skoro Joshua dostał aż 85 milionów dolarów, to pewnie nie byłoby żadnej różnicy, gdyby dostał 80 a Ruiz 18 i pozwolić, żeby w tym czasie Meksykanin dalej imprezował i żarł. Efekt był taki, że Joshua zbił wagę do optymalnego poziomu, bez zbytniego osłabiania się, do tego zdążył pewnie wypłukać wszystkie świństwa, jakie zostały mu podane w trakcie tego procesu, za to Ruiz nie zdążył schudnąć i wszedł do ringu spasiony niczym wieprz. W ten sposób ewentualna "trylogia" narzuca się sama. Szczególnie, że przecież Antony nie będzie walczył z Ruizem "od razu", bo federacje nagle przypomniały sobie o obowiązkowych obronach. Dzięki temu Ruiz dostanie kolejną szansę na doprowadzenie się do stanu kuli słoniny, tym bardziej, że ma na to jeszcze więcej pieniędzy a ambicji jakby jeszcze mniej. Co do wrażenia, że po drugiej walce obaj zachowywali się tak, jakby mieli coś na sumieniu - wrażenie jest całkiem słuszne, bo obaj mieli na sumieniu żenujące widowisko za żenujące pieniądze. Ruiz wiedział, że był spasioną, człapiącą beką smalcu, Joshua wiedział, że wcielił się w uciekającego Malika Scota i to, co obaj pokazali pod względem widowiska było na poziomie nędznej trzeciej ligi. |
|||
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości