Polityka ogólnie.
|
03-01-2016, 12:46 PM
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 03-01-2016 01:14 PM przez BMH.)
Post: #1258
|
|||
|
|||
RE: Polityka ogólnie.
Cotto vs Floyd
120-108 Ten rezultat to sprawka... PIS. Prosze bys zrozumial jedna bardzo wazna rzecz Martin, ze dopoki Ty sam nie wylozysz mi czarno na bialym gdzie PIS robi ten "zamach na demokracje", to wszystkie proby podparcia tego pustymi hasali, to nic innego jak puste hasla. Jezeli wiec chcesz merytorycznie, to zapraszam. Tylko zeby nie bylo za chwile, ze czesci pytan nie widzisz, jak to bylo kilka stron wczesniej. Akurat do potyczki na argumenty to jestem pierwszy, tyle ze wymagam czegos wiecej od "rywala" od hejtu i pieknych hasel jak "zamach na TK", "zamach na media" "zamach na demokracje" "UE obroni Nas przed Rosja" i inne takie "fakty" A tutaj juz W. Sumlinski(pewnie dziala z polecenia wrogow PO) troche wiecej o pewnych sprawach. Wolność mediów w III RP „Rozprawa się zakończyła i wszystko, co było do powiedzenia, zostało już powiedziane. Teraz pozostały już tylko komentarze reporterów czekających przed Pałacem Prezydenckim. Po czterogodzinnym przepytywaniu Bronisława Komorowskiego byłem zmęczony i nie chciałem rozmawiać o wydarzeniu, które właśnie dobiegło końca. Zwłaszcza że jeszcze przed wyjściem na zewnątrz poinformowano mnie, że awizowany przez cztery niezależne telewizje przekaz z rozprawy „na żywo” został zablokowany. Wozy transmisyjne TVP, TVN, Polsatu i Superstacji na zewnątrz, wewnątrz kamery i dziennikarze, którzy wypełnili całą pulę przyznanych akredytacji na transmisję z bezprecedensowego wydarzenia, jakim było przesłuchanie prezydenta – i nic. Przyznaję, to było genialne posunięcie. Nie zadawałem sobie pytania, kto mógł zablokować przekaz czterech „niezależnych” telewizji, mających przecież czterech „niezależnych” szefów, bo już dawno wyrosłem z pytań o sprawy oczywiste. Zazwyczaj chętnie wierzę w zbiegi okoliczności, ale każda wiara ma swoje granice… Kto jak kto, ale akurat ja wiedziałem też, że mimo takiego „spektaklu” w wydaniu czterech „niezależnych” stacji telewizyjnych będę musiał odpowiedzieć na pytania „niezależnych” dziennikarzy czekających przed pałacem prezydenckim – bo jeśli nie odpowiem, to akurat moje milczenie wyemitują na pewno, z odpowiednim komentarzem, rzecz jasna. Wyszedłem na zewnątrz. Z miejsca oślepił mnie błysk lamp aparatów fotograficznych i kamer. – Co powiesz o dzisiejszej rozprawie w Pałacu Prezydenckim? – odezwała się dziennikarka TVN. Uśmiechnąłem się najpogodniej, jak tylko potrafiłem, zaglądając reporterce w oczy. – Żałuję, że Polacy zostali odcięci od przekazu z tak bezprecedensowej rozprawy i pozbawieni wyrobienia sobie samodzielnej opinii o tak niezwykłym wydarzeniu, jakim w każdym normalnym kraju byłoby przesłuchanie prezydenta. Zastanawiam się, co chcieli ukryć ludzie, którzy o tym zadecydowali… – Czy jesteś zadowolony z przesłuchania? – przerwała młoda dziewczyna z Polsat News. Ton pytania nie był przyjazny. Zastanowiłem się więc kilka sekund nad odpowiedzią. – Sądziłem, że rekord byłego rzecznika rządu, Pawła Grasia, który przepytywany w tej sprawie w sądzie siedemdziesiąt siedem razy odpowiedział: „nie pamiętam”, będzie nie do pobicia. Nie przewidziałem, że Bronisław Komorowski może mieć jeszcze słabszą pamięć i nie pamiętać w zasadzie niczego. Martwię się o zdrowie pana prezydenta. – Sugerujesz, że prezydent jest chory, może nienormalny? – znów zapytała ta z TVN. – Po dzisiejszym przesłuchaniu uważam, że są powody do zadawania pytań o stan zdrowia głowy państwa. Uzasadnię to. Po odczytaniu prezydentowi złożonych przez niego zeznań z 28 lipca 2007 roku, potwierdził on dziś ich prawdziwość: „skoro tak zeznałem w prokuraturze, to jest to prawda” – powiedział. Po chwili odczytano prezydentowi jego kolejne zeznania złożone w prokuraturze, z 18 stycznia 2008 roku, w których przyznawał, że poprzednie zeznania składane przed prokuratorami – te z lipca – były niezgodne z prawdą, że się w nich wielokrotnie mylił. Ku zdumieniu słuchaczy prezydent potwierdził jednak także i te zeznania, dokładnie tak, jak poprzednie: „skoro tak zeznałem w prokuraturze, to jest to prawda”. Niemożliwością w tej sytuacji było niezadanie kolejnego pytania: „to które z tych dwóch zeznań są prawdziwe, bo przecież jedne wykluczają drugie?” Po chwili namysłu prezydent odpowiedział: „wszystko, co zeznałem w prokuraturze, jest prawdą i nic więcej nie mam do powiedzenia”. Czy ktoś z obecnych potrafi wyjaśnić ten absurd bez konsultacji z lekarzem? Mimo powagi sytuacji reporterzy nie mogli powstrzymać się od uśmieszków. Po chwili jednak spoważniałem. – Poza wszystkim jestem rozczarowany także i tym, że prezydent zeznając pod odpowiedzialnością karną i dodatkowo jeszcze zaprzysiężony, manipulował faktami i drastycznie mijał się z prawdą. – To poważny zarzut. Zapominasz, że dziennikarz musi poprzeć swoje opinie dowodami – przypomniał jeden z kilku uczestniczących w rozmowie reporterów radiowych. – Dowody są w aktach tej sprawy. Większość kłamców daje się przyłapać, ponieważ albo zapominają, co powiedzieli, albo ich kłamstwo staje niespodziewanie wobec niezaprzeczalnej prawdy. Dlatego ludzie mówiący nieprawdę i nieufający swojej pamięci lub po prostu mniej przebiegli najczęściej stosują najprostszy wybieg, polegający właśnie na zasłanianiu się niepamięcią. Skuteczniejszym systemem kłamstwa jest przeplatanie prawdy kłamstwem albo trzymanie się na tyle blisko prawdy, że nigdy się nie ma pewności. Dziś było wszystko z tego po trochu, najwięcej oczywiście niepamięci. Ale tam, gdzie prezydent nie zasłaniał się niepamięcią, przeczył słowom większości innych świadków, od Krzysztofa Bondaryka, byłego szefa ABW, począwszy, na Pawle Grasiu, byłym rzeczniku rządu, skończywszy. Albo więc kłamało wielu innych świadków – a przecież zeznawali pod odpowiedzialnością karną – albo kłamał Bronisław Komorowski. Trzeciej drogi nie ma. Poza tym prezydent wielokrotnie twierdził dziś, że nie musiał nielegalnie zapoznawać się ze ściśle tajnym Aneksem do raportu WSI, bo i tak by się z nim zapoznał natychmiast po nominacji na stanowisko marszałka Sejmu. To kłamstwo. Przeczytałby Aneks dopiero po decyzji prezydenta Lecha Kaczyńskiego o jego ujawnieniu, a takiej decyzji Lech Kaczyński nigdy nie podjął. To tylko przykłady dzisiejszych manipulacji ze strony Bronisława Komorowskiego. Jest ich znacznie więcej. Udzielałem odpowiedzi jeszcze przez kilka minut, nim dziennikarze, dostawszy to, czego chcieli, rozeszli się do swoich redakcji. Po kilkunastominutowym spotkaniu z członkami Stowarzyszenia „Solidarni 2010”, którzy przez czas rozprawy trwali na zewnątrz na deszczu i porywistym wietrze, udzielając mi moralnego wsparcia, postanowiłem wrócić do domu. Chciałem się przejść, by pomyśleć o tym i owym. Wracając do domu zastanawiałem się, jak to możliwe, że prezydent cały czas cieszy się tak dużym poparciem. Wymykało się mojej wyobraźni, że można nie dostrzegać tego, co widać gołym okiem – i nie chodziło mi tylko o to, w jak fatalnym kierunku idą sprawy kraju. Myślałem o kolegach z branży, o tym jak dziś się zachowali... Trzeba było nie lada kunsztu i potężnej medialnej osłony, by w tym stanie rzeczy taki stan poparcia utrzymać – i oczywiście odpowiednich wykonawców. Jedyny możliwy wniosek wypływający z mojego dumania był dość przerażający. Nie należę do strachliwych, lecz wiem, kiedy trzeba się bać – najlepsza po temu okazja jest wówczas, gdy człowiek uświadamia sobie własną bezsilność. A najlepszy dowód na moją bezsilność otrzymałem kilka dni temu – i właśnie przed chwilą. Najpierw prokuratura. Ta zrobiła wszystko, by prezydent nie zeznawał w tej sprawie w sądzie. Gdy zabiegi prokuratury zakończyły się fiaskiem i gdy okazało się, że Bronisław Komorowski, którego potajemne spotkania z dwoma oficerami służb tajnych były pierwszą przyczyną całej tej historii, w związku z moim wnioskiem będzie jednak zmuszony do złożenia zeznań w sądzie, na kilka tygodni przed terminem przesłuchania prokuratura złożyła wniosek o wyłączenie jawności rozprawy. Działania prokuratury, podobnie jak ograniczenie przez Kancelarię Prezydenta do minimum dostępności dla mediów i publiczności uczestnictwa w tej nie mającej precedensu rozprawie, od początku postrzegałem jako chęć ukrycia przed opinią publiczną prawdy o niepochlebnej roli Prezydenta RP w tej sprawie – i w ogóle o całej tej historii. Gdy także i ten wniosek prokuratury zakończył się niepowodzeniem, w trybie pilnym zostałem wezwany na dzień 12 grudnia do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, pod rygorem przymusowego doprowadzenia, do kancelarii tajnej. Tu przedstawiono mi kilkustronicowe pismo z zapisem szeregu spraw i wątków, o których mówienie publiczne – jak mnie poinformowano – będzie złamaniem tajemnicy państwowej, za co grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności. I zapewne tylko przez „przypadek” większościowy zakres rzeczonych spraw i wątków dotyczył Bronisława Komorowskiego. No, a teraz jeszcze media… Do tego momentu chyba się jeszcze łudziłem, ale teraz nareszcie zrozumiałem. Nie jestem Einsteinem, ale jak mi dać parę razy po głowie, potrafię dostrzec to, co widać gołym okiem. Ktoś chciał, by bezprecedensowe wydarzenie, jakim w każdym demokratycznym kraju byłoby przesłuchanie prezydenta w sprawie jego nieformalnych związków z oficerami służb tajnych, z potencjalnym udziałem szpiegów obcego państwa, zostało zakryte przed widokiem opinii publicznej – więc zostało zakryte. W efekcie o tym, że takie wydarzenie w ogóle miało miejsce, dowiedziało się kilka procent Polaków.” Powyższy fragment książki pt. „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego”, to mój głos do dyskusji o tzw. „wolności mediów” w III RP. Już tylko tytułem przypomnienia dodam, że w dniu, w którym doszło do bezprecedensowego wydarzenia, jakim było przesłuchanie prezydenta Polski w sądzie – to nie była konferencja prasowa, gdzie rozdaje się uśmiechy na prawo i lewo, czy „wywiad” w programie zaprzyjaźnionego Tomasza Lisa, lecz zaprzysiężone zeznania składane pod odpowiedzialnością karną! – wydarzeniem dnia we wszystkich serwisach informacyjnych, także w tzw. „Telewizji Publicznej”, była konsumpcja sałatki w Sejmie poseł Krystyny Pawłowicz. I już zupełnie na koniec – gdy przed prawie ośmiu laty zakładano mi kajdanki na ręce w związku z rzekomą korupcją w Komisji Weryfikacyjnej WSI, transmitowały to wszystkie telewizje, a samej sprawie z moim rzekomym przestępczym udziałem w tej historii tylko w pierwszym miesiącu jej odsłony, poświęcono w TVP, TVN i TV Polsat ponad sto (zostało policzone!) oszczerczych publikacji, audycji i programów telewizyjnych, od głównych serwisów informacyjnych po „Kropkę nad i” Moniki Olejnik. Gdy przed kilku dniami zapadał sądowy wyrok orzekający moją niewinność - i tym samym potwierdzający, że żadnej korupcji ani w Komisji Weryfikacyjnej WSI, ani wokół niej nigdy nie było, zaś sama sprawa była właśnie prowokacją oficerów WSI i polityków PO z Bronisławem Komorowskim na czele - nie zająknęła się na ten temat żadna z wymienionych telewizji. Tematem dnia był źle zaparkowany Volkswagen Golf córki prezydenta Andrzeja Dudy… Wojciech Sumliński |
|||
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 150 gości