Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Andrzej Gołota - niezwykły człowiek i bokser
29-12-2013, 02:05 AM
Post: #1
Andrzej Gołota - niezwykły człowiek i bokser
Nie będę opisywał dokładnie co i jak..., ale musiałem napisać tekst o Andrzeju Gołocie. Wiem, że dla userów na tym forum nie będzie on raczej niczym odkrywczym, ale pisałem to raczej dla ludzi, którzy z boksem mają tyle wspólnego co Eskimosi z deszczami tropikalnymi. Jednak, że to tekst o boksie, a artykułów o boksie nigdy nie za dużo, postanowiłem go wrzucić.
Aha, mam nadzieję @Splint3rPL, że za bezczelne zerżnięcie końcówki z twojej wypowiedzi nie zrobisz mi sprawy sądowej Smile Tongue
Liczę również na wytknięcie mi ewentualnych błędów.



Andrzej Gołota - niezwykły człowiek i bokser

[Obrazek: 420x1000-zrzut_ekranu_2012_08_02_godz._13.53.25.jpg]

Porównywanie sukcesów Tomasza Adamka czy Dariusza Michalczewskiego z osiągnięciami Andrzeja Gołoty jest bez sensu. Dwaj pierwsi to wielokrotni mistrzowie świata, którzy bronili swój pas wiele razy. Gołota nie osiągnął w boksie absolutnie nic. Jednak to on jest ikoną tego sportu w Polsce, uważanym przez wielu kibiców za najwybitniejszego Polaka w historii tej dyscypliny...

Andrzej Gołota urodził się 5 stycznia 1968 roku w Warszawie. Przygoda Andrzeja z boksem zaczęła się w wieku 13 lat w warszawskiej Legii. Gołota czterokrotnie zdobył dla klubu mistrzostwo Polski seniorów. Na arenie międzynarodowej pierwszy raz zabłysnął na mistrzostwach świata juniorów w 1985 roku. Zdobył wtedy srebro, przegrywając w finale z najbardziej utytułowanym bokserem amatorskim wszechczasów - Kubańczykiem Felixem Savonem. Rok później Gołota był już bezkonkurencyjny, zdobywając złoto. Jednak największym sukcesem amatorskim w karierze Polaka, był brązowy medal podczas Igrzysk Olimpijskich w Seulu w 1988 roku. Wynik mógłby być jeszcze lepszy, ale pechowe rozcięcie łuku brwiowego zmusiło Gołotę do poddania półfinałowego pojedynku.
Andrzej świętoszkiem nie był nigdy. Przed igrzyskami w Seulu został skazany na 20 godzin prac społecznych na rzecz Centrum Zdrowia Dziecka za pobicie ochroniarza w klubie studenckim. Jednak nie był to koniec konfliktów z prawem naszego bohatera, co paradoksalnie pozwoliło mu rozpocząć karierę zawodową. Głośna afera we Włocławku - po "sprzeczce" z Pawłem Białostockim, Andrzej zorientował się, że ma zniszczoną koszulę, po czym zaczął bronią palną domagać się sprawiedliwości, najpierw od ochroniarzy restauracji, w której miało miejsce zdarzenie, a potem od samego Białostockiego. Na swoje nieszczęście, pan Paweł nie miał przy sobie gotówki, więc Gołota pozbawił go odzieży i wysłał do domu pólnagiego. Sprawa była na tyle poważna, że "Andrew" został usunięty z kadry Polski, a prokuratura postawiła mu zarzut rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Andrzej nie miał wyjścia i wykonał prawdopodobnie najważniejszy krok w swoim życiu - uciekł do Stanów Zjednoczonych, gdzie niedługo potem rozpoczął karierę jako bokser zawodowy.
Pierwszą walkę na zawodowstwie stoczył 7 lutego 1992 roku w Milwaukee, pokonując Roosevelta Shulera. W kolejnych latach Andrzej budował swoją pozycję na amerykańskim rynku, pokonując mniej lub bardziej znanych i dobrych zawodników. Jedynym przeciwnikiem Andrzeja godnym wspomnienia w tym czasie był Samson Po'uha. Właśnie zwycięstwo nad tym solidnym bokserem spowodowało, że nazwisko Gołoty było coraz bardziej rozpoznawalne za oceanem. Jednak już wtedy dawały oznaki problemy psychiczne Andrzeja, które później były jego prawdziwą zmorą. Ugryzł on w szyję Samsona, ale wtedy uszło mu to na sucho... Warto również wspomnieć o walce z Danellem Nicholsonem, dość cenionym zawodniku wagi ciężkiej w tamtym okresie, którą to Gołota rozstrzygnął na swoją korzyść. Właśnie to starcie spowodowało, że młody Polak wreszcie dostał ofertę od pięściarza z najwyższej pólki – Riddicka Bowe, człowieka, który dzierżył już w przeszłości na swoich biodrach pas mistrza wagi ciężkiej, dla którego walka z Gołotą miała być tak naprawdę przetarciem przed większymi wyzwaniami. Do ich starcia doszło ostatecznie 11 lipca 1996 roku, a sama walka na zawsze zapisała się w historii boksu zawodowego. Andrzej niemiłosiernie obijał bardziej doświadczonego rywala, jednak nie mógł go znokautować. Powodowało to wzrastającą frustrację w "Andrew", która dała swój upust uderzeniami poniżej pasa. Za trzecim razem sędzia nie miał wyjścia - zdyskwalifikował Gołotę. Jednak nie był to koniec emocji. Po walce doszło do największej zadymy jaką widział bokserski świat. Zdenerwowani faulami Andrzeja stronnicy Riddicka, wskoczyli na ring świątyni boksu Madison Square Garden. Andrzej Gołota został uderzony w głowę telefonem komórkowym, który w tamtym czasie był zdecydowanie większym i cięższym przedmiotem niż obecnie, po czym ring zamienił się w pole regularnej bitwy. Bił się każdy z każdym, służby porządkowe były bez szans, a najbardziej ucierpiał ówczesny trener Polaka, Lou Duva, którego nieprzytomnego wynoszono z hali. Każdemu fanowi boksu znany jest nieprawdopodobnie emocjonalna relacja Jerzego Kuleja z tamtych wydarzeń i słynne już zdanie: Lou Duva nie żyje! Rewanż z Bowem odbył się jeszcze w tym samym roku, a sam pojedynek był rekordowy względem zaangażowanej policji i służb porządkowych. Ta walka tak naprawdę zakończyła karierę Riddicka Bowe, który nigdy później nie był już tym samym człowiekiem i bokserem, choć tą walkę znów wygrał... Znów poprzez dyskwalifikację Polaka... Sama walka to nieprawdopodobny pokaz boksu z obu stron. Amerykanin postawił zdecydowanie trudniejsze warunki niż kilka miesięcy wcześniej, powalił nawet Polaka na deski, ale przez większą część był jednak bezlitośnie katowany przez naszego krajana. Legendarny George Foreman, który komentował tą walkę na antenie HBO, porównywał ją do starć gladiatorów w starożytności. Dla mnie to najlepsza walka Andrzeja w karierze, pokazał tam wszystko - wspaniałą technikę, silny cios, umiejętności najwyższej próby i ... słabą psychikę. Kariery obu pięściarzy po tej walce potoczyły się różnie. Bowe wrócił na ring dopiero po ośmiu latach, ale już tylko po to, aby zarobić pieniądze na spłatę rosnących długów. Zresztą, po tej walce zaszły u niego zmiany w mózgu. Porwał on swoją żonę i uciekał przez całe Stany Zjednoczone. Adwokat broniący później Amerykanina w sprawie sądowej użył jako dowodu właśnie drugiej walki z Polakiem i twierdził, że człowiek, który dostał tyle ciosów w głowę, nie mógł zachowywać się normalnie... A Gołota? Sensacyjnie dostał szansę walki o pas heavyweight. 4 października 1997 roku miała miejsce pierwsza w historii próba zdobycia przez Polaka mistrzowskiego pasa w "królewskiej" kategorii wagowej. Nadzieje były olbrzymie, ale zostały szybko i brutalnie zweryfikowane. Lennox Lewis, bo to z nim walczył wtedy Gołota, już w pierwszej rundzie znokautował Andrzeja. Jak się później okazało nie była to ostatnia próba zdobycia pasa przez naszego boksera, ale drogę musiał przebyć długą i bardzo trudną. Żeby odbudować swoją pozycję, Andrzej stoczył kilka ciężkich pojedynków. Pokonał między innymi Coreya Sandersa w najkrwawszej bitwie jaką widział polski boks zawodowy. Druga runda pojedynku do dziś mrozi krew w żyłach ludzi oglądających tę walkę. Później miały miejsce ważne zwycięstwa nad cenionymi Timem Witherspoonem i Michaelem Grantem. Ważnym pojedynkiem było starcie z Mike'm Tysonem, po którym wydawało się, że kariera Polaka jest już skończona. Kolejny raz odezwał się największy mankament polskiego boksera, a więc słaba psychika. Z wiadomych tylko sobie względów Andrzej uciekł z ringu. Tłumaczył się później, że Amerykanin uderzał z główki i bał się o swoje zdrowie. Dodatkowo Gołota miał już złamaną kość jarzmową, co również mogło spowodować tą decyzję. Wynik walki ustalono później na no contest (walka nie odbyta), ponieważ okazało się, że Mike Tyson walczył na środkach dopingowych. Jednak niespodziewanie w 2004 roku Chris Byrd, ówczesny mistrz federacji IBF, zaproponował Polakowi walkę o pas. Sam pojedynek do wybitnych nie należał, ale zdaniem większości obserwatorów, Gołota tę walkę wygrał. Nie widzieli tego jednak sędziowie, którzy wypunktowali tylko remis, a więc pas pozostał w dłoniach Amerykanina. Jednak to nie koniec podboju HW przez naszego "Andrew". Jeszcze w tym samym roku stoczył on swój trzeci pojedynek o pas, tym razem z Johnem Ruizem. Sytuacja analogiczna do poprzedniej walki. Większość twierdzi, że Gołota zwyciężył. Innego zdania byli jednak sędziowie, którzy jednogłośnie wskazali Ruiza jako zwycięzcę pojedynku. W następnej walce Andrzej... stoczył swój kolejny pojedynek o pas mistrza świata! Jego rywalem był Lamon Brewster. Niestety, Polak nie był już tym samym bokserem i poległ w 53 sekundzie. Po tej walce Polacy żartowali, że po co czekać pół nocy na walkę, kiedy będzie można zobaczyć ją później w całości w "Teleexpresie". Andrzej powinien już wtedy zakończyć karierę, jednak miłość do boksu powoduje, że wciąż wraca. Pojedynek z Tomaszem Adamkiem z 2009 roku był już tylko niesmacznym medialnym spektaklem zaaranżowanym w celu oficjalnego zainaugurowania kariery Adamka w wadze ciężkiej. 4 lata później, Andrzej znów dał się namówić na powrót, aby godnie pożegnać się z kibicami. Lecz znów poległ. Przemysław Saleta nie miał litości dla idola wielu Polaków i zbił "Gołego", ostatecznie go nokautując. Miejmy nadzieję, że to była ostatnia walka bohatera tego artykułu, ale ponoć on wciąż marzy o powrocie i zdobyciu mistrzowskiego pasa...
Gołota już dawno stał się ikoną boksu zawodowego, to właśnie on w wielu Polakach zaszczepił boks, w tym również i we mnie. Zaczęły powstawać o nim piosenki, na przykład utwór "Andrzej Gołota" zespołu Kazik na Żywo. Były również plany nakręcenia filmu o tym bokserze, jednak plany zostały porzucone.
Andrzej Gołota jest moim idolem. Przegrał najważniejsze walki, bezsensownie powracał na ring, ale... może to właśnie dlatego? Gołota to bohater romantyczny. Człowiek, który kocha boks, który nie może zaakceptować faktu, że jego czas już minął. Człowiek, który gwarantował niesamowite emocje, który prezentował wysokie umiejętności, ale nie kreował się na gwiazdę. Raczej cichy, małomówny, ze specyficznym poczuciem humoru. Ma on w sobie coś takiego, że przyciąga tłumy. W wywiadach z nim widać, że bardzo boli go fakt, iż nigdy nie zdobył mistrzostwa. Przed walką z Saletą można było odnieść wrażenie, że po cichu marzy o powrocie do wielkiego boksu. To totalna abstrakcja, ale ja widziałem, że chce wygrać z Saletą, potem zrewanżować się Adamkowi, a następnie może i ruszyć dalej. Niestety, nic z tego nie wyszło i już nie wyjdzie. Mimo to, jeżeli tylko "Andrew" zdecyduje się na jeszcze jeden powrót, który mu zdecydowanie odradzam, będę mu kibicował z całych sił, bez różnicy kto stanie w przeciwnym narożniku.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Wiadomości w tym wątku
Andrzej Gołota - niezwykły człowiek i bokser - kubala1122331 - 29-12-2013 02:05 AM

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości