Oscar De La Hoya - Ike Quartey (1999-02-13)
|
19-12-2012, 01:16 AM
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 19-12-2012 01:34 AM przez BMH.)
Post: #15
|
|||
|
|||
RE: LPW, Tydzień 3: Oscar De La Hoya - Ike Quartey
Quartey De La Hoya
1. 10 9 2. 10 9* 3. 10 9* 4. 9 10 5. 9 10* 6. 10 9 7. 10 9 8. 10 9 9. 9 10 10. 9 10 11. 9 10* 12. 8 10 113 114 Oscar. Niektore rundy byly tak rowne, ze mogly isc w kazda strone, a kazdy wynik tej walki jest do przyjecia i absolutnie nie doszukiwalbym sie tu walka... co najwyzej malych kontrowersji. Pamietam jak dzien/dwa dni po tej walce, kolezka podrzucil mi plytke z pojedynkiem... nie chcialem nawet znac wyniku. Kiedy ogladalem runde 6, czy 12ta, to bylem zachwycony, a momentami przerazony... to byly emocje podjaranego nastolatka. Mam olbrzymi sentyment do takich wspomnien/walk/bokserow. Ike to jeden z moich ulubionych zawodnikow z tamtych lat, ale i w ogole ever... jeden z bardziej niespelnionych talentow jakie w swoim zyciu widzialem... nie bede sie teraz o tym rozpisywal, bo to rozmowa na inny, dluzszy temat. Wracajac do meritum... co jakis czas, odswiezam sobie ta walke... punktowalem ja kilka razy i przyznam, ze tylko raz w zyciu widzialem zwyciestwo Quarteya... dzis liczylem, ze zobacze je znow... niewiem... zawsze twierdzilem, ze walka rowna, mogaca isc w obie strony(dalej sie pod tym podpisuje), jednak praktycznie non stop, wychodzi mi jednym punktem dla Oscara. Mastrangelo Twoj koncowy wynik/wg Twojej punktacji, to- 114-113 dla Oscara? Dobrze policzylem? Ps.Dla mnie, to pierwszym ktory powinien wygrac z Oscarem, to Whitaker... choc walka byla naprawde wyrownana. |
|||
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości