Lucas Martin Matthysse
|
30-03-2016, 09:10 PM
Post: #41
|
|||
|
|||
RE: Lucas Martin Matthysse
To nie jest tak, że Matthysse za mało kocha boks.
Po prostu trudniej przechulać hajs w spokojnej Argentynie czy innych Filipinach niż w USA. Taki Holyfield czy Tyson nie boksowali długo bo kochali boks, ale była to jedyna rzecz którą umieli robić i na której mogli zarabiać na swoje długie/nieudane inwestycje itd. Dla Matthysse czy Maidany boks to po prostu praca: skoro zarobili tyle że mogą się ustawić do końca życia to tylko się cieszyć: dużo lepiej by było jakby ich postawa była wyjątkiem a nie to co robi Toney czy Jones. |
|||
30-03-2016, 10:12 PM
Post: #42
|
|||
|
|||
RE: Lucas Martin Matthysse
Szkoda mi Lucasa, bo boks zawodowy dosyć brutalnie się z nim obszedł. Do tego miał sporo pecha w swojej karierze, przez co pozostaje niespełnionym pięściarzem. Postoł chyba wyrwał mu serce, ta walka była strasznie deprymująca dla Argentyńczyka. Źle się stało, że przez tyle lat miał trudności z dopchaniem się do walk o poważne tytuły. Do tego był krzywdzony w walkach z Judah i Alexandrem (ktoś mi napisze, że walka była bliska, ale nigdy nie widziałem karty punktowej dla Devona). To był kawał świetnie wyszkolonego zabijaki, w prime przetoczył się jak po bumie po Petersonie, czy zmaltretował niewygodnego Oloseguna. W walce z Garcią moim zdaniem Matthysse miał pecha - walczył bardzo dobrze, ale kontuzja strasznie wybiła go z rytmu, plus zaliczył też trochę pechowo KD. Owszem można pisać, że kontuzja powstała po czystym i regulaminowym ciosie Garcii, ale ile takich - analogicznych kontuzji, po czystych ciosach, przydarza się w boksie? Niezbyt wiele, więc patrzę na ten przypadek z większym marginesem tolerancji. Po Garcii Mathysse coś stracił - nie był już takim niszczycielem jak wcześniej, walka z Moliną była bardzo rozczarowująca w jego wykonaniu. Myślę, że Danny odebrał mu trochę pewności siebie, albo Lucas po prostu obawiał się nadziać na podobny cios, jak ten lewy sierpowy, który otrzymał w oko? Z Postołem to był mały dramat - Ukrainiec był totalnie niepasujący mu stylowo, wręcz był dla niego koszmarem stylowym dla Argentyńczyka - moim zdaniem w tej walce w Lucasie coś pękło, został złamany; nie wierzę, aby jeszcze wrócił do wysokiej dyspozycji. Szkoda, mi Matthysse, bo miał strasznie pod górę, kiedy taki Broner dostawał title shoty za samo wstanie z łóżka. Owszem, Argentyńczyk może był nieco przereklamowany przez fanów, ale to zrozumiałe - tak walczący pięściarze zawsze będą pobudzać wyobraźnię kibiców 10x bardziej, niż np. Postoł.
Jednak sama decyzja zasługuje na pochwałę. Jeśli nie ma już serca do boksu, a ma inne plany na życie, to postępuje rozsądnie. Lepiej tak, niż dawać się obijać jak Jones. |
|||
02-08-2018, 01:38 PM
Post: #43
|
|||
|
|||
RE: Lucas Martin Matthysse
Patrząc na ten wątek ma się uczucie de ja vu, ale o ile wcześniej Matthysse mówił o tym, że nie chce boksować to teraz oficjalnie zakończył karierę.
Jako, że ten bokser jest jednym z moich ulubionych, poświęcę mu dłuższy tekst na temat omówienia kariery. Zaczęła się ona w czerwcu 2004 roku i trwała 14 lat. Przez pierwsze sześć właściwie nie opuszczał Argentyny nokautując kolejnych rywali osiągając bilans 27-0 (tylko jedna walka zakończona na punkty). 6 listopada 2010 roku stoczył walkę o wakujący pas WBC stając przed pierwszą szansą zostania mistrzem świata. Przegrał jednak z przebrzmiałym już Zabem Judah niejednogłośnie na punkty, a powiedzieć że werdykt był kontrowersyjny to nic nie powiedzieć. Po pokonaniu cenionego DeMarcusa Corleya zmierzył się 25 czerwca 2011 roku z medialnym waciakiem Devonem Alexandrem. Znów przegrał niejednogłośnie na punkty, znów kontrowersyjnie. Oficjalnie w 30 walkach miał dwie porażki, ale dla wielu był zawodnikiem niepokonanym, który już powinien być mistrzem świata. Po kilku kolejnych potyczkach (w tym z weteranem Humberto Soto), z których wszystkie (a jakże) wygrał przed czasem, zmierzył się z innym ulubieńcem sędziów Lamontem Petersonem. Lamont był w tym czasie niedługo po kontrowersyjnej wygranej na punkty z Amirem Khanem. Szansa na nieprawidłowy werdykt sędziów była więc w tym pojedynku bardzo duża, ale "La Maquina" wziął sprawy w swoje ręce i wygrał przed czasem. Potyczka ta otworzyła Lucasowi drogę do super walki: 14 września 2013 roku mieliśmy do czynienia z jedną z największych gal w historii, gdzie w walce wieczoru zmierzyli się Mayweather i Alvarez. Tak znakomite starcie jak Matthysse - Garcia było więc tylko undercardem (wtedy też oglądaliśmy Ishe Smitha czy Molinę). Garcia przez większość swojej kariery był niedoceniany mimo, że wtedy miał pasy WBA i WBC a na rozkładzie Khana (przed czasem), Moralesa (na punkty i przed czasem) i Judah (na punkty). Mimo to wielu uważało Argentyńczyka za króla 140 lbs i czekało na oficjalne potwierdzenie tej tezy. Sama walka była świetna. Matthysse dobrze zaczął i świetnie radził sobie z dobrze wyszkolonym rywalem. Wydawało się, że wygra ten pojedynek, ale w przeciągu stosunkowo krótkiego okresu czasu wydarzyły się trzy rzeczy: Argentyńczyk doznał kontuzji, był liczony, a nade wszystko Garcia ustał potężny cios sierpowy który wyrwał mu z ust ochraniacz na zęby. Jeżeli Matthysse nie był w stanie położyć Swifta takim ciosem, stało się jasne że przed czasem nie wygra. Jednak dodatkowy punkt za nokdaun dla Garcii oraz mocna końcówka sprawiły, że Amerykanin obronił swoje pasy, a Matthysse poniósł pierwszą sprawiedliwą porażkę. Mam spory sentyment zarówno do tej walki, tej gali jak i samego Matthysse z powodu faktu, iż to właśnie w tamtym okresie zacząłem regularnie zarywać nocki i śledzić na żywo boks na światowym poziomie. Matthysse po porażce nie szukał walk na przetarcie i stoczył walkę z Johnem Moliną w ramach gali Ala Haymona z którym wygrał przed czasem po walce, która dla wielu była walką roku. Ale nic dziwnego, skoro było to świetne starcie dwóch puncherów, a w rundzie 10-tej byliśmy za sprawę Lucasa świadkami poezji brutalnego boksu. Później La Maquina znokautował niepokonanego Roberto Ortiza i przystąpił do kolejnej walki z zabijaką - Rusłanem Provodnikovem. Walka była ekscytująca, ostatecznie zakończyła się wygraną Matthysse na punkty ze względu na niesamowitą odporność Rosjanina. Po takich potyczkach kolejna mistrzowska szansa była tylko kwestią czasu (szczególnie że w walce z Ortizem Matthysse zdobył paseczek od WBC). W walce o tytuł Lucas zmierzył się z Wiktorem Postolem, zawodnikiem mało znanym któremu Danny Garcia długo nie chciał dać obowiązkowej obrony (i ostatecznie przeszedł kategorię wyżej). Postol jako zawodnik dystansowy i punktujący radził sobie przez całą walkę ze sluggerem z Argentyny, który nie mógł upolować przeciwnika. Była to właściwie pierwsza walka Matthysse w karierze gdzie niewiele mu wychodziło,a na pewno nie miał wpływu na wydarzenia w ringu. Ostatecznie po pozornie niegroźnym ciosie Matthysse dał się wyliczyć. Po tej porażce okazało się że nabawił się kontuzji oka, a sam Argentyńczyk zaczął rozważać zakończenie kariery. Dał się jednak namówić na kolejne potyczki - w maju 2017 roku, półtora roku po porażce zawalczył z młodym Emannuelem Taylorem, już w limicie 147 lbs. Okazało się że tutaj siła Matthysse ciągle robi wrażenie, a wyszkolenie pozwala na trafienie defensywnie usposobionego Taylora, którego pokonał przed czasem. W styczniu 2018 roku Matthysse skrzyżował rękawice z Tewą Kiramem o regularny pas WBA. Z jednej strony WBA ma w swoich szeregach ważniejsze pasy, z drugiej przez wielu ten pas także uważany jest za mistrzowski. Tewa Kiram nie był szerokoznany, ale miał 38 walk na koncie - wszystkie wygrane choć np. w walce nr 37 potykał się z debiutantem. Ostatecznie Matthysse skończył rywala przed czasem i oficjalnie został mistrzem świata. Pasa bronił tylko raz, 15 lipca gdy przegrał z Mannym Pacquiao wracającym po porażce z Hornem. Manny dominował nad Lucasem całą walkę jeszcze wyraźniej niż Postol i tak jak Ukrainiec wygrał przed czasem. Argentyńczyk w wieku prawie 36 latach, 44 pojedynkach w tym kilku wojnach, z bilansem 39 (36 KO) - 5 (2 KO), który równie dobrze mógłby wyglądać jako 41 (36 KO) - 3 (2 KO), postanowił zakończyć karierę. Przez długi czas Lucas Matthysse był uznawany za najlepszego boksera niebędącego nigdy mistrzem świata, przez wielu (którzy nie uważają pasa regular WBA za pełnoprawny tytuł) nadal taki jest choć mistrzem powinien zostać już podczas pierwszej mistrzowskiej potyczki. Co do decyzji Argentyńczyka to w pełni ją rozumiem i popieram. Jego sytuacja jest podobna do sytuacja Maidany - obaj panowie zarobili sporo pieniędzy, które trudniej wydać na peryferiach Argentyny (gdzie mieszka Matthysse) niż żyjąc w USA. Lucas ma szczęśliwe życie rodzinne, jest ustawiony do końca, a swoje w ringu zebrał i szkoda tracić zdrowie szczególnie że jeden milion w lewo czy prawo większej różnicy mu nie robi. Ode mnie ogromne podziękowania i szacun, gdyż jak pisałem, Lucas jest jednym z moich ulubionych bokserów. Jednym z tych, którzy przyciągnęli mnie do tego sportu |
|||
03-08-2018, 12:03 AM
Post: #44
|
|||
|
|||
RE: Lucas Martin Matthysse
Szacunek dla LMM. Właśnie dla takich zawodników chce się oglądać boks, a nie dla wacianych pykaczy boksujących trzy kategorie za wysoko.
Nigdy nie przestanę żałować, że nie doszło do walki z Maidaną. W sumie to dziwne, bo takie zestawienie w Argentynie byłoby ultrahitem oraz stanowiłoby dobrą podstawę do zorganizowania gali na światowym poziomie. Wszyscy by na tym mogli zarobić. Ciekawostka: Lucas w amatorce 4 razy walczył z Morcosem i tylko raz wygrał. |
|||
03-08-2018, 06:56 AM
Post: #45
|
|||
|
|||
RE: Lucas Martin Matthysse
Matthysse to naprawdę wielki zawodnik i postać boksu. Powiedzieliście już wszystko . Szkoda , że nie zdobył pasa, szkoda , że ostatnią walkę przegrałw ten sposób. Ale całą karierą udowodnił, że zzasługuje na szacunek i pamięć .
|
|||
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 4 gości