Patologie polskiego boksu zawodowego - część 1
|
16-09-2012, 07:28 PM
Post: #14
|
|||
|
|||
RE: Patologie polskiego boksu zawodowego - część 1
Przypadkiem trafiłem na to forum, zobaczyłem ten wątek i złapałem się za głowę… Nie bardzo wierzę, że coś to da, ale spróbuję, bo autor nie bardzo wie o czym pisze.
Polacy nie walczą między sobą: 1. A Meksykanie walczą, Brytyjczycy, Włosi, itd. http://boxrec.com/ratings.php?country=MX...&SUBMIT=Go http://boxrec.com/ratings.php?country=UK...&SUBMIT=Go http://boxrec.com/ratings.php?country=PL...&SUBMIT=Go Dla przykładu wyfiltrowałem wagę średnią. To powinno mówić samo za siebie, ale gdyby ktoś rozumiał, to tłumaczę. Ilu jest bokserów zarejestrowanych w tych krajach, a ilu w Polsce? Meksyk – porównanie statusu boksu wśród Meksykan i Polaków to absurd. W Meksyku to jest prawie religia, a gwiazdy są niemal pół-bogami. Nie chce mi się rozpisywać, ktoś chce to niech sprawdzi sobie, kim w tym kraju jest choćby J.C. Chavez Sr. Po całym kraju jest rozsianych setki małych gymów, gdzie młodzi chłopcy przychodzą i chcą trenować, marząc o wielkiej karierze. W dodatku sytuacja ekonomiczna sprawia, że już kilkunastoletni chłopcy walczą jako zawodowcy żeby zarobić jakieś drobne i się wybić. W Meksyku napływ dzieciaków i wybór wśród nich jest tak ogromny, że można sobie robić wymarzoną przez autora wątku selekcję Wielka Brytania – zobaczcie do boxreca, w każdej kategorii jest zarejestrowanych co najmniej kilkudziesięciu bokserów, od mnóstwa club fighterów i journeymanów, do zawodników z cenionymi na całym świecie tytułami; do tego świetne wyniki w amatorce, więc stale mają z czego czerpać i nie trzeba tak bardzo chronić jakiegoś „prospekta”; co najważniejsze jednak: KASA; są sponsorzy i telewizje, które bardzo dobrze płacą i pasy mistrza Commonwealth czy GB mają status zbliżony do EBU; w Polsce tytuł „zawodowego mistrza Polski” nic nie znaczy i nigdy nie znaczył, bo nie ma dużego rynku wewnętrznego; zresztą, tu nie chodzi o tytuł, bo prestiż można z czasem wypracować, jeżeli będą walczyć faktycznie dobrzy pięściarze za dobre pieniądze; gdyby chcieć zrobić coś w stylu polskiego Prizefightera to trudno byłoby zebrać nawet 8 bokserów w którejkolwiek kategorii wagowej, będących na w miarę zbliżonym poziomie; w Anglii co roku jest po kilka takich turniejów w różnych wagach i bokserzy tam się pchają, bo to jest szansa pokazania się dużej widowni i wybicia się w przypadku zwycięstwa. Ogółem w UK jest duża i regularna kasa z tv (Sky, teraz też BoxNation FW) + sponsorzy, więc zawodnicy się biją między sobą. Korzyść dla wszystkich, a u nas z pustego… itd. Włochy to też kwestia sponsorów i kasy – oni są w stanie robić wewnętrzne walki o np. EBU, co w Polsce zupełnie się nie opłaca, bo nikt tu nie wyłoży kasy; np. Jackiewicz za walkę z Abisem wziął mniej niż Włoch, żeby walka odbyła się w Polsce i dlatego w końcu zwakowali ten pas, kiedy pojawiła się perspektywa eliminatora IBF; solidniejszą wypłatę Jackiewicz wziął dopiero za wyjazdy typu Brook. 2. Bo kiedyś się bili… Jeżeli ktoś nie widzi różnicy pomiędzy realiami boksu amatorskiego a zawodowego, a zwłaszcza boksu amatorskiego w PRL a współczesnym boksem zawodowym w Polsce, to chyba nawet nie ma o czym rozmawiać. Czym była liga bokserska, jaki prestiż miały mistrzostwa Polski, jak działały kluby resortowe albo działające przy wielkich zakładach pracy typu kopalnie itd., jak wtedy wynagradzano zawodników, na jakich zasadach ich opłacano. Porównanie tego z współczesnym boksem zawodowym świadczy o tym, że autor jest bardzo młodym człowiekiem, w dodatku mającym słabą wiedzę historyczną i po prostu słabą wyobraźnię… Boks amatorski to przede wszystkim sport, a zawodowy to głównie biznes i tyle. 3. Wielkie zainteresowanie Kolejne nieporozumienie. W Polsce bokserzy to Adamek, za nim Włodarczyk, ostatnio Szpilka, i tyle. Sosnowski jeszcze się może trzyma, ktoś pewnie słyszał o Wachu (wiadomo…) i może też Proksie. Walki które wypisał autor nikogo nie obchodzą, nawet Włodarczyk Masternak o WBC nie zapełniłoby w Polsce żadnej dużej hali (typu Spodek, Ergo Arena, Atlas Arena). One są może ciekawe sportowo dla ludzi, którzy w tym siedzą i tyle. Sęk, Fonfara, Głowacki to są totalni no name dla przypadkowych ludzi, a bez takich nie da się zrobić nic dużego w Polsce. Wawrzyka kojarzą o tyle, że znokautował Najmana i z popularnej na YT koneferencji, Kosteckiego bo poszedł siedzieć i Firma zrobiła o nim piosenkę, Jonak ma znajomych tylko w górniczej „Solidarności” (swoją drogą to i tak bardzo duży kapitał jak na nasze warunki). Przeciętnemu człowiekowi, którego ktoś próbuje ściągnąć na galę, nie robi dużej różnicy, czy Sęk bije się z Kuziemskim, czy z jakimś Istvanem Gulaszem z Węgier (jeżeli ten w miarę wygląda na boksera), bo i tak nikogo nie znają. Jeżeli ktoś odwiedza codziennie portale czy fora tematyczne i ma jakieś pojęcie o boksie, to często ma skrzywioną perspektywę i nie zdaje sobie sprawy, że boks w Polsce, poza kilkoma nazwiskami, to jest dyscyplina totalnie niszowa. Parę nazwisk, reszta mało kogo obchodzi. Adamek-Gołota to jest jednorazowy event, opierający się przede wszystkim na nazwisku starego Andrew i bajkach o nowym polskim ciężkim Adamku, który zawojuje świat. Prosta sprawa: gdybym był promotorem Szpilki i miał do wyboru walkę z Adamkiem, Wachem, Sosnowskim i Najmanem, to wybrałbym najpierw Adamka, a potem… Najman. Dlaczego? Bo na tym można najlepiej zarobić i wypromować nazwisko swojego boksera. W Polsce w sportach walki sprzedają się nazwiska albo freak shows (chociaż KSW ma już swoją markę), a nie poziom sportowy. Najman vs. Hardkorowy Koksu wyprzeda Spodek, Włodarczyk vs. Masternak nie. Czy autor naprawdę nie widzi różnicy pomiędzy Haye-Chisora a Włodarczy-Masternak? Podsumowując: żeby robić selekcję, trzeba mieć najpierw w czym, po drugie, musi być kasa, aby promotorom opłacało się ryzykować, a żeby była kasa to musi być zainteresowanie dużej widowni, a nie grupki ludzi z forum, którzy łącznie nie zapełniliby nawet ringside na dużej gali, nie mówiąc o całym dużym obiekcie. P.S. odnośnie 2k USD dla Majewskiego – autor chyba nie ma pojęcia, ile zarabiają za walki w Stanach bokserzy tej klasy (tam gdzie jest „prawdziwy boks”), bo to wcale nie jest „głodowa gaża” tylko standard, a mieszanie w to „katolickiej miłości bliźniego” to już w ogóle poniżej wszelkiej krytyki… Kołodziej – Afolabi: pierwotnie „nominowany” był Janik, ale z jakichś powodów do walki nie chciał przystąpić, więc wskoczył Kołodziej, bo była szansa że będzie to eliminator WBO; ja oczywiście nie wątpię, że Kołodziej miał wypadek, ale gdyby nie miał to jaka była sytuacja? Okazało się że walka nie będzie eliminatorem, ze względu na PPV mało kto ją obejrzy (więc i tak P.K. niewiele skorzystałby na ew. wygranej), kasa pewnie była słaba (bo K2 nie pompuje dużo w undercardy), do tego niebezpieczny rywal. Jako kibic żałuję, jako promotor pewnie zrobiłbym to samo… (zakładając oczywiście, że nie P.K. nie miał wypadku) |
|||
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości