16-01-2013, 05:53 PM
Yota Sato - urodzony 1 kwietnia 1984 roku w Morioce japoński bokser, obecny mistrz świata federacji WBC w wadze super muszej. Aktualnie legitymuje się rekordem 26-2-1, 12KO.
POCZĄTKI KARIERY ZAWODOWEJ
Sato na zawodowym ringu zadebiutował 16 lutego 2004 roku i był to debiut najgorszy z możliwych: w swojej pierwszej walce przegrał na punkty (SD) z Kazukim Yamato. Nie załamał się jednak i wygrał kilka kolejnych walk, ale znów poległ, ponownie na punkty, tym razem z Junichiro Sugitą. Także ta porażka nie złamała młodego Japończyka: wygrał 13 walk (remisując w międzyczasie z Zerofitem Jerope Zuiyamą), po czym zmierzył się o pas krajowy w walce z Daigo Nakahiro. Sato wygrał wysoko na punkty, a po czterech udanych obronach (pokonał między innymi Kohei Kono, który niedawno niespodziewanie zastopował Tepparitha Kokietgyma i został czempionem WBA) dostał szansę walki o pas mistrza świata.
WALKA O MISTRZOSTWO ŚWIATA
Rywalem Sato został panujący mistrze federacji WBC, pochodzący z Tajlandii Suriyan Sor Rungvisai (wtedy 20-4-1, 7KO), a do pojedynku doszło 27 marca 2012 roku w Tokio.
Pierwsze dwie rundy należało zapisać na konto Japończyka, który narzucił Tajowi swój styl walki i punktował go z dystansu. Podobnie z rundą trzecią, pod koniec której zaczęły się fajerwerki: Japończyk dwukrotnie rzucił Suriyana na deski, jednak chwilę po drugim liczeniu rozległ się gong kończący starcie i Taj zyskał czas na dojście do siebie. Minuta wystarczyła i panujący mistrz w końcu zmienił taktykę - zaczął agresywnie przedzierać się do półdystansu, gdzie chciał nadrobić stracone w poprzedniej rundzie punkty. Japończyk próbował znaleźć na to receptę, do swoich kombinacji dokładając mocne ciosy na dół, ale mistrz sprawiał wrażenie, jakby nic sobie z nich nie robił. Można dojść do wniosku, że paradoksalnie te dwa nokdauny w poprzedniej rundzie więcej Tajowi dały, niż zabrały, bo zmiana taktyki okazała się skuteczna i w kolejnych rundach Suryian dążąc do półdystansu wielokrotnie doprowadzał do głowy Japończyka czyste ciosy i gdyby dysponował mocniejszym uderzeniem, to być może ta walka nie potrwałaby 12 rund. Kolejne starcie wyglądały podobnie - dążący do wymian Suryian i przyjmujący je Sato toczyli walkę cios za cios. Obaj mieli swoje momenty, ale w przekroju całej walki żaden z nich nie zdominował rywala. Ostatecznie po 12 bardzo ciekawych i zaciętych rundach sędziowie punktowali 116-110 i 2x 114-112 dla Japończyka, który dzięki nokdaunom w trzeciej rundzie zdobył swój pierwszy pas mistrzowski. Osobiście punktowałem tak jak dwójka sędziów, czyli 114-112. Rewanż uważam za wysoce wskazany, obejrzałbym go z niekłamaną ciekawością.
OBRONY TYTUŁU
Do tej pory Japończyk pasa bronił dwukrotnie: pierwszy raz w lipcu ubiegłego roku wygrywając wysoko na punkty z mocno bijącym, ale i ograniczonym Sylvestrem Lopezem (19-3-1, 15KO). W drugiej zaś, 31 grudnia, jego wyższość musiał uznać niepokonany i niewątpliwie utalentowany Ryo Akaho (wtedy 19-0-2, 12KO), który przegrał na punkty.
Sato to ciekawy pięściarz. Świetnie wyszkolony technicznie i obdarzony bardzo dobrymi jak na super muszą warunkami fizycznymi (171 cm wzrostu i 179 cm zasięgu ramion). Pod względem stylu dla mnie to boxer, świetnie operujący ciosami prostymi i najlepiej czujący się w walce na dystans. Do tego dobrze pracuje na nogach, jest szybki i bardzo skutecznie się broni opierając się na swoim refleksie - według mnie to naprawdę dobry mistrz, do tego jego walki oglądam z przyjemnością i na pewno będę nadal z uwagą śledził jego karierę.
A czy Waszym zdaniem Sato ma predyspozycje na to, aby dłużej zabawić na szczycie?
Z kim teraz chcielibyście zobaczyć Japończyka w ringu?
Jak wiele może on jeszcze pokazać?
Zapraszam do dyskusji.