Forum - BOKSER.ORG

Pełna wersja: Kamil Łaszczyk
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
(27-12-2017 09:10 PM)fext napisał(a): [ -> ]Kurczę, ci goście mogliby się jakoś inaczej nazywać. Wszedłem na wątek, przeczytałem ostatni wpis Hugo i omal nie spadłem z fotela. Jaki cholera "osiłek"? W dodatku "do ogrania przez Łaszczyka"? I co Łaszczyk w ogóle robi w półśredniej? Spasł się, czy co? Dopiero później wpadłem na to, żeby przewinąć do góry i dowiedzieć się, że to nie ten Lara Smile

Też już sobie prawie chciałem zakpić że tak prowadzą karierę Lary że zaraz wyląduje w Wieliczce Big Grin
Nie no jest tych kilku "Laròw " w boxrecu Tongue
Jak oświadczył na Twitterze Andrzej Wasilewski do walki z Larą nie dojdzie, bo Łaszczyk poprosił o jedną łatwiejszą walkę przed poważną. Czegoś tu nie rozumiem. Walka z Larą miała się odbyć 17 marca w USA. Na 10 lutego zaplanowano galę w Nysie z udziałem Włodarczyka i Głowackiego. Nie można na nią ściągnąć dla Łaszczyka jakiegoś buma na przetarcie?

Możliwości są dwie. Albo Łaszczyk to wystraszona trzęsidupa albo Wasilewski mija się z prawdą. Spadła na niego fala krytyki za prowadzenie Łaszczyka, to puścił w obieg naprędce przygotowaną bajeczkę o uzgodnionym pojedynku z Larą, a teraz się z niej wycofuje.
Mega słabo. Niech Wasilewski da se 2 lata przerwy, bo się wypalił. Diablo lipa, Szpilka lipa, na Sulęckiego, Łaszczyka czy Główkę brak pomysłów. Choć pewnie to czcze marzenia.

W sumie to jedynie kariera Sulęckiego wychodzi teraz na prostą, ale kto wie czy i tego Wasyl doszczętnie nie sknoci.
(05-01-2018 10:37 AM)Hugo napisał(a): [ -> ]Możliwości są dwie. Albo Łaszczyk to wystraszona trzęsidupa albo Wasilewski mija się z prawdą. Spadła na niego fala krytyki za prowadzenie Łaszczyka, to puścił w obieg naprędce przygotowaną bajeczkę o uzgodnionym pojedynku z Larą, a teraz się z niej wycofuje.
Obstawiam, że wyczuli, że Lara może być tym, kim Jennings był dla Szpilki. I teraz nie wiedzą co dalej z tym Łaszczykiem robić, bo wmawiali naokoło, że to utalentowany prospekt, a powoli okazuje się, że to zwykły średniak.
"Dziekuje za wl do dyskusji aktualnie nie mam kontaktu z AW, mysle ze od dluzszego czasu nie umiemy sie porozumiec,wyslalem wypowiedzenie kontraktu.Na ten moment nie mam jak jezdzic do wawy bo wszystkie pieniadze co mam wydalem na dluga rehabili.od mojej ost wypowiedzi nie mam juz"

Wyczuwam transfer do Borka. XD
Ile to już było takich historii, gdzie "prawie na pewno" zakontraktowany miał być dla boksera KP świetny rywal (chociażby Sulęcki vs Meksykanin z czołówki, a w latach poprzednich Kostecki vs Erdei, Kołodziej vs Herelius), po czym kończyło się na obijaniu kotleta w Nysie, czy innej Pszczynie.

A, co do występu Łaszczyka w Nysie, to cytuję z głównej orga:
"Na pytanie, czy jego zawodnik nie mógłby wystąpić 10 lutego podczas gali w Nysie, promotor szybko uciął temat. "Nie da rady, nie ma budżetu na walkę Kamila. W USA kasa się zgadzała. W Polsce nie ma dzisiaj luksusu grymaszenia"."

Jakoś nie chce mi się wierzyć, by niemozliwym było ściągnięcie dla Kamila jakiegoś journeymana na 6 rund. Z drugiej strony wsadzanie Łaszczyka, który ma za sobą nieaktywność i kontuzję, na takiego rzeźnika jak Lara, to bardzo ryzykowne zagranie. Przecierka musi być w takiej sytuacji.
Chciałem trochę napisać na temat wywiadu jaki przeczytałem z Łaszczykiem, ale jest tam tyle kuriozalnych spraw że aż wkleję cały. Jak to często bywa, prawda leży po środku, a dłuższe przerwy Łaszczyka w kontekście tego co sam mówi, w ogóle mnie nie dziwią...

Kamil Łaszczyk: Nie miałem kontaktu z promotorem. Długo nie reagował na telefony, sms-y. Wkurzyłem się i napisałem o tym, niech to widzi cały świat. Dużo ludzi ma problem z tym, że muszą obserwować jak się kłócimy. Ale jak nie da rady inaczej, to jak ja mam z nim rozmawiać?

Najbardziej denerwuje mnie to, że dostaję dużo propozycji walk. Wszystkie wysyłam promotorowi. Dlaczego pan Andrzej Wasilewski ich nie bierze? Bo mu się to nie opłaca? Czy dlatego, że boi się, że przegram?

Przeczytałem, że otrzymałeś cztery propozycje walk o mistrzostwo świata.

Pierwszy raz, gdy moim promotorem był jeszcze pan Mariusz Kołodziej. Miałem wtedy na koncie 16 walk i pan Mariusz powiedział, że jest dla mnie za wcześnie. W porządku, zrozumiałem to. Ale od tego czasu za każdym razem mówiłem – jest szansa, bierzmy! Czy byłem zdrowy, czy miałem zapalenie płuc. „Trenerze, nie mam nic do stracenia, na pewno pokażę się z dobrej strony”. Tak powiedziałem trenerowi Łapinowi na obozie w Zakopanem. Była propozycja walki z Garym Russellem. No ale było cztery tygodnie do walki, ja po chorobie.

Podobno często chorujesz…

Szybko łapię infekcje, fakt. Po mocnych treningach odporność jest trochę słabsza. Od pewnego przyjmuję jednak duże dawki witaminy C, no i w tym roku jeszcze nie chorowałem. Choć zima dopiero przede mną. A czasem zapominam wziąć ze sobą czapki. (uśmiech)

W zeszłym roku miałeś dwa razy zapalenie płuc?

Nie, bez przesady. Raz.

W październiku 2016 walczyłeś z Piotrem Gudlem ze skręconą kostką.

Skręciłem chwilę wcześniej , na treningu. A że Piotrka dobrze znam ze sparingów, to wiedziałem, że w ringu nie będzie to miało znaczenia. Nie dostałem ani jednego ciosu, wygrałem jednogłośnie. Później słyszę, że zaprezentowałem się słabo, dlatego, że nie było nokautu. A dlaczego mam nokautować kolegę?

Bo tego chcą kibice.

Pewnie tak jest, nokauty działają na ludzi. Przychodzi młody prospekt i jednego, drugiego, trzeciego rywala dosłownie zmiata z ringu.

Tak zbudowano popularność Artura Szpilki. Wychodzi z więzienia i nokautuje kogoś w 9 sekund. Tylko nieliczni wiedzą, że to o niczym nie świadczy, bo gość jest trzysetnym ciężkim świata.

Boks coraz bardziej upada. W tym sporcie nieważne czy masz talent, ważne czy jesteś medialny. A ja nie będę krzyczał i przebierał się za bałwana. Ja mam dać pokaz boksu. Lee Selbie nie ma wielu nokautów, a jest mistrzem świata. W moich walkach cały czas się coś dzieje, cały czas jest wojna. No ale w tej wadze jest w Polsce może z trzech zawodników, więc wolą zainwestować w kogoś, kto robi zadymę. Michał Cieślak. Ma uderzenie, ale wielkiej kariery mu nie wróżę. Patrzę na pierwszą dwudziestkę na świecie w jego kateogori i myślę, że każdy go zje. Co innego mogę powiedzieć o Przemku Runowskim, który ma potencjał na coś więcej niż maks mistrzostwo Europy.

Cieślaka w rankingu Boxrec wyprzedzasz, bo z powodu dopingu miał sporą przerwę. Co innego Roberta Parzęczewskiego i Przemysława Opalacha.

Nie wiem, kto to układał. Ja wśród Polaków daję sobie teraz 4-5 miejsce, może nawet trzecie… Parzęczewski? Jakbym przytył, to mógłbym z nim boksować. Widziałem, że przede mną jest też Patryk Szymański. Jak robiliśmy sparingi w Stanach, to nie czułem się od niego słabszy. A jestem dobre kilka wag niżej.

Chyba dobrze wspominasz lata spędzone w Global Boxing, w New Jersey.

Tam się zaczęła moja zawodowa kariera, miałem 19 lat. W Stanach pierwszy był „Waszka”, później doleciałem ja, a następnie Szymański i Chudecki. Jestem po szkole gastronomicznej, więc podział był jasny. Najczęściej ja gotowałem, a oni zmywali. (śmiech)

W ogóle, muszę ci powiedzieć, że ten wyjazd do Ameryki to ja sobie wyśniłem.

Tak?

Rok przed przyjazdem do Globalu śniło mi się, że jestem w łazience, spuszcza się woda, ale jakoś tak inaczej niż u nas. Któregoś dnia w New Jersey siedzę na tronie i nagle to sobie przypomniałem. „Kurde, przecież ja już tu byłem!”. Wywróżyłem to sobie. Pan Mariusz Kołodziej spełnił moje dwa marzenia, za co będę dziękował mu do końca życia. Przejście na zawodowstwo i wyjazd do Stanów. Gołota, Rocky – wszystko to działo się w Ameryce!

Masz w zanadrzu jeszcze jakąś inną przepowiednię?

Mój świętej pamięci dziadek powiedział, że będę mistrzem świata, choć wtedy nie trenowałem boksu. I tak zacząłem sobie po latach o tym myśleć, kiedy zdobywałem pierwsze mistrzostwo Polski, drugie. Wiem, że dziadek jest przy mnie.
Jesteś sześciokrotnym mistrzem Polski i medalistą mistrzostw Europy. Polski związek nie chciał cię tak łatwo puścić na zawodowstwo.

Byłem brany pod uwagę na igrzyska. W swoje wadze, w wadze niżej i wyżej byłem najlepszy.

Trener Raubo krytykował twoją decyzję. Mówił, że nie rozumie dlaczego 18, 19-latkowie przechodzą na zawodowstwo. „Przecież w tym wieku nie powinno się myśleć o pieniądzach”.

A czy w wieku 19 lat pieniądze nie są potrzebne chłopakowi, który pochodzi z domu, gdzie jest bieda, alkoholizm?

Ja tak naprawdę od 14. roku życia utrzymuję się sam. 500 złotych stypendium było dla mnie motywacją, żeby co roku zdobywać mistrza Polski. Jak za brąz mistrzostw Europy dostałem 6 tys., to czułem się rewelacyjnie. Musiałem mieć na siebie, pomóc trochę rodzicom. Ale po jakimś czasie okazało się, że to stale otrzymywane 500 zł to jest za mało. Zastanawiałem się, czy iść do pracy i trenować ewentualnie wyrywkowo. Na szczęście jadąc na zawody odebrałem telefon.

Boks był dla ciebie ucieczką od problemów w domu?

Wspaniałą, bo w domu nie miałem lekko. Jak przychodziłem na Gwardię o godzinie 15, to kończyłem trening przed 20. Trenerzy wyrzucali mnie z sali, mówili: „Kamil, idź do domu, ile można trenować„. Dla mnie tamten czas to najlepsze wspomnienia. Treningi sprawiały mi wielką przyjemność, na sali złapałem dyscyplinę. Trenerzy chodzili do mnie do szkoły, dzięki nim tak naprawdę zdałem. Mając do wyboru szkołę lub sport, zawsze stawiałem na to drugie. Na gastronomika przez to nie mam papieru, bo w dzień egzaminu wolałem jechać na zawody.

A teraz? Czym jest dla ciebie trening?

Pracą. Trenujesz, wierzysz, że będziesz boksował i cały czas jesteś zawiedziony. Jak mam sprawdzić, czy to trenowanie ma sens, skoro nie walczę? Chcę coś osiągnąć, a tu cały czas wiatr w oczy.

Krzysztof Głowacki przyznał w rozmowie z Jakubem Borowiczem, że polski boks to czarna magia.

Taka jest prawda. Bo przecież nie da rady być cały czas w formie. Moim zdaniem powinno być z góry ustalone, kiedy walczymy. Tu masz występ, następny trzy miesiące później. A my codziennie trenujemy i pewnego dnia dowiadujemy się: teraz, walczysz. Częściej jest jednak tak, że szykujesz się do walki i nagle tej walki nie ma. Jak mamy się utrzymać na światowym poziomie, kiedy cały czas jest przestój? Dlatego zaczynamy coraz głośniej o tym mówić.

Głowacki grzmi: „Promotorzy nie muszą trenować, biegać, zapierdzielać. Może dlatego nas nie szanują i nie doceniają naszego wysiłku„.

I tu też się w stu procentach zgadzam.

A ja nie. Każdy jest od swojej roboty.

Dobrze, promotor jest od promowania, od załatwiania walk. Przepraszam, jak promują mnie panowie Andrzej Wasilewski i Leon Margules? Dostali gotowy produkt i go psują. Dostali zawodnika, który był drugi na świecie, który może coś osiągnąć i robią wszystko, żeby go stracić. Zrobili monopol i gdzieś się w tym wszystkim zagubili, moim zdaniem. Uważam, że pan Wasilewski nie jest złym człowiekiem.

I ty, i Głowacki macie co chwile problemy ze zdrowiem. Ciężko w kogoś takiego inwestować.

To, że jestem chorowity, nie znaczy, że nie jestem w stanie walczyć i wygrywać. Na amatorstwie nie raz boksowałem z gorączką, nawet 40-stopniową. Oczywiście nie twierdzę, że to było mądre.

Może przez to rozregulowałeś organizm?

Ciężko powiedzieć, nie wiem.

Inaczej. Będąc w Globalu chorowałem bardzo często i pan Kołodziej nie miał z tym problemu. Dla mnie takie zwalanie na kruche zdrowie to dziecinada. Gdybym naprawdę czuł się źle, to powiedziałbym przecież trenerowi, że nie mogę boksować. A ja jestem do dyspozycji.

Po walce z Gudlem mówiłeś, że od dawna jesteś gotowy na walkę o pas. Potem wypadłeś na siedem miesięcy z treningów z powodu kontuzji ścięgna Achillesa.

Pan Andrzej Wasilewski zapłacił za operację, dziękuję mu za to. Ale już rehabilitację opłacam z własnych pieniędzy. Dlaczego ja jako jedyny zawodnik z grupy muszę tak robić? Bo jestem z Wrocławia?

Masz to w kontrakcie?

Nie. Tak samo jak nie mam w kontrakcie stypendium. Od czasu kontuzji dostaję od pana Andrzeja co miesiąc 2 tysiące złotych. Bardzo to szanuję, ale nie potrzebowałbym tych pieniędzy, gdyby przestrzegana była nasza umowa. A tylko raz, jak boksowałem w Anglii, dostałem kwotę widniejącą w kontrakcie. Potem zgodziłem się pójść na rękę promotorom i boksować za dwa razy mniejsze pieniądze. To była kwota mniejsza niż ta, jaką otrzymałem za swoją pierwszą walkę zawodową w życiu.

Utrzymasz się za te 2 tys.?

Nie ma szans. Jak ja za samo mieszkanie płacę 1500… Moja dziewczyna chce mieć przed trzydziestką dziecko. Co mam jej powiedzieć? Nie zarabiam pieniędzy, które mogłyby zapewnić mi i mojej rodzinie normalny byt. Pozapożyczałem się u ludzi, żebym mógł normalnie trenować. Dziewczyna wzięła w banku pożyczkę.

Ty nie mogłeś?

Nie. Przez rodziców. Tata miał na mnie firmę i narobił długów. Byłem młody i głupi, ale nie potrafię się na niego złościć. Wierzę w to, że zarobię w końcu takie pieniądze, że któregoś dnia to spłacę. I że przestanę wynajmować, tylko w końcu kupię coś własnego.

Na razie Tomasz Babiloński przypomina ci, że Polska to nie Stany i tu zarabia się w złotówkach.

Przepraszam, sami dali mi amerykański kontrakt. Pan Wasilewski z panem Margulesem. Wykupili mnie od pana Mariusza Kołodzieja i dali mi warunki lepsze niż miałem w Global Boxing. Z gwarancją trzech walk w roku. Nie robiłem żadnych negocjacji, od razu podpisałem.

Twoją trzecią walką w 2016-tym miał być występ na gali we Wrocławiu.

Postanowili mi zapłacić jeszcze mniej. Nawet nie połowę tego, co mam zapisane w kontrakcie. Walki nie było, bo nie będę na wszystko się zgadzał. Nie będę walczył charytatywnie, to mija się z celem.

Jeżeli ktoś nie jest w stanie płacić takich pieniędzy, na jakie się umówił, to wystarczyło powiedzieć: zmieńmy kontrakt, podpiszmy nowy. Np. 3 tys. co miesiąc i mniejsze pieniądze za walki. Ze mną da się dogadać.

Czegoś tu nie rozumiem. Skoro pięściarze wiążą się z promotorami ważnymi prawnie umowami, to dlaczego nie chcą później odzyskać należnych im pieniędzy drogą sądową?

Może dlatego, że mamy za dobre serce? Albo po prostu wolimy odejść od tego, odpuścić pieniądze i wziąć się za trening? Nie wiem. Ja mam w życiu duże ambicje.

Nadal masz papiery na mistrza?

Czuję, że tak.

Mierzyłem się na ringach amatorskich z mistrzami świata, na sparingach nie byłem gorszy od najlepszych. Zawodnik, z którym wygrałem 5 lata temu – Tevin Farmer (pojedynek o młodzieżowe mistrzostwo WBO) – walczył w sobotę o tytuł z pięściarzem, który miał być moim rywalem w eliminatorze WBO w Japonii.

Twoim bokserskim egzaminem dojrzałości miał być pojedynek z byłym mistrzem świata Danielem Diazem. Zdałeś. Od tego czasu minęły prawie cztery lata.

A ja jestem w dupie, inaczej tego nie nazwę. Nawet nie stoję w miejscu, cofam się. Lata lecą, a ja boksuję ze słabszymi zawodnikami niż na samym początku kariery. U niektórych trzeba budować rekordy, rozumiem to, ale ja mam inny charakter. Jak mam zmobilizować się na Białorusina – na którego wystarczy mi dwa tygodnie przygotowań, który przyjeżdża po wypłatę – skoro jeszcze niedawno walczyłem z Latynosami, wychodzącymi lać się na śmierć i życie? W Stanach Zjednoczonych pięściarze wolą przegrać przed czasem niż unikać walki.
Miałeś nadal trenować za Oceanem, w bazach treningowych Global Boxing. Taki był plan.

Ale boksuję tylko w Polsce. Dlaczego? Pan Andrzej mówił mi, że rynek amerykański się popsuł. Ale ja widzę co innego, gale odbywają się co tydzień.

A nie jest przypadkiem tak, że sam odpuściłeś Stany, bo za bardzo tęskniłeś za kolegami, dziewczyną?

Tu nie chodzi o kolegów czy dziewczynę. Przepraszam bardzo, koledzy mi jeść nie dadzą. Dzisiaj są, jutro ich nie ma. Dziewczyna? Wiadomo, że chciałem jak najszybciej do niej wrócić, ale na początku naszej znajomości nie widzieliśmy się przez pół roku i to przetrwało. A więc miłość.

Ustaliliśmy z panem Mariuszem Kołodziejem, że ściągnę ją do Stanów. Ona dobrze zna angielski, pomagałaby mi na co dzień. Czasami żałuję, że pan Mariusz nas zostawił. Myślę, że był zniesmaczony aferą dopingową Mariusza Wacha.

I teraz w Stanach nie zjawiasz się wcale.

Nie było chemii między mną a trenerem Chico Rivasem. Takiej jak z Piotrkiem Wilczewskim. Kiedy trener Rivas stał w moim narożniku, to pierwszy raz leżałem na deskach. Choć to akurat bardziej wina przebywania w mieszkaniu z zapleśniałą klimatyzacją. Już podczas rozgrzewki zakręciło mi się w głowie.

W 2014 miałeś bardzo niski poziom hemoglobiny w organizmie. Szybko się męczyłeś.

Byłem przetrenowany. Po ciężkim okresie przygotowawczym i walkach zamiast odpoczywać przez kilka tygodni, już pod dwóch-trzech dniach zaczynałem normalnie trenować. Mam takie poczucie, że na tym zarabiam, że bez treningu mam zmarnowany dzień. I to wszystko się odłożyło. Lekarz przepisał mi witaminę B12. Brałem i wydawało się, że jest już dobrze. Niestety przy kolejnej walce, z Sergio Romero, znów nie miałem siły trzymać rąk w górze. Wcześniej nabawiłem się anemii. Miałem wstręt do mięsa, co ugryzłem, to robiło mi się niedobrze. Czułem się bez mocy, wygrywałem doświadczeniem.

Astma to problem w ringu?

Nie myślę o tym. Mam inhalator, psikam 5 minut przed walką, płuco mi się rozszerza i jest okej. Jakbym psikał w przerwach między rundami, to by mówili, że biorę sterydy. Oczywiście mógłbym to robić, od kilku lat mam zgodę.

Kiedykolwiek zapomniałeś się wspomóc?

Raz. Zostawiłem inhalator w hotelu i od razu czułem, że brakuje mi tchu.

Używam też kropelek. Jeżeli nie zakropię nosa, to przez niego nie oddycham. Mam przerośnięte kubki nosowe.

Masz w domu zwierzęta? Posiadanie psów pozwala zmniejszyć objawy astmy.

Tyle że ja mam alergię na psy. Na sierść, na kurz.

Lennox Lewis sądzi, że skłonność do kontuzji, infekcji, to także słabość w boksie.

Wiadomo, że jak choruję 2-3 dni, to potem muszę nadrabiać. Ale co z tego, że byłem chory, skoro zaliczyłem wcześniej mocne przygotowania? Nie ma co o tym myśleć.

Co mówi ci Fiodor Łapin?

Że we mnie wierzy, że widzi we mnie potencjał.

Powiedziałem, że wolę trenować z nim niż z trenerem Rivasem. A w Stanach nie było opcji na innego trenera. Czy podjąłem dobrą decyzję? Tam byli świetni sparingpartnerzy, z drugiej strony trzeba czuć jedność z trenerem, żeby to wszystko funkcjonowało.

Ty zawsze bardzo słuchałeś narożnika.

Tak oceniają trenerzy. „To co mówimy, robisz„. Staram się. Moim zdaniem to, co powie trener powinno być święte. Nie raz chcesz coś zrobić w ringu, nie wychodzi, a on podpowie ci inną akcję i od razu trafisz. Trener widzi więcej.

Trener Łapin wypoczywa na Kubie. Co jak wróci? Jedziesz do Warszawy?

Nie, to nie ma sensu. Na razie czekam aż się to wszystko wyjaśni. Chodzę na Gwardię do trenerów z ringów amatorskich Mariusza Cieślaka i Grzegorza Strugały.

Masz walczyć o pas EBU.

Na tę chwilę, dopóki nie dogadam się z promotorami, nie ma żadnej walki we Włoszech.

Włochy to chyba teren najgorszy z możliwych. Nadęci gospodarze, skracanie rund, przekręty. Już sam wybór tego miejsca mówi dużo o tym, jakie wiązane są z tobą nadzieje…

Paszcza lwa, ale chciałem jechać. Ja się nie boję, pojadę wszędzie. Jak na amatorstwie oszukiwali mnie sędziowie, myślałem: „muszę być tak mocny, żeby następnym razem nie mogli już nic zrobić”.

To czy wygram, czy przegram będzie zależy ode mnie. Najgorzej to siedzieć i patrzeć w telewizor jak walczą znajomi. Oni boksują, ja nie, choć też mam zdrowe ręce i nogi. To mnie dobija. Bo tak poza wszystkim, ja po prostu lubię boksować, naprawdę.

Myślisz, że jesteś już po swoim prime?

Kto wie, może tak jest. Jeszcze nie jestem w formie z Diaza czy z Farmera. Ogólnie ciężko ocenić, jak się nie walczy. Farmer od momentu walki ze mną boksował 25 razy, ja 11. U pana Mariusza potrafiłem stoczyć w 5 walk w roku, przez 4 lata zaliczyłem 21. Teraz? Na 2 lata i 3 miesiące zaledwie 3. To mnie przeraża, bo dawniej miałem czucie, dystans. A dzisiaj gdzie mam się sprawdzić? Co, na ulicy mam bić? W wesołym miasteczku w boks-budach?

Masz doświadczenie z ulicy?

Najcięższy, jakiemu dałem radę, ważył 120 kilo. Poddał się, nie chciał się już bić. Ja za dzieciaka byłem taki młody gniewny. Słuchałem taty, który mówił: „jak coś, to bij tego największego, reszta ucieknie„. Tata też kiedyś trenował. Potem poszedł siedzieć, urodziły mu się dzieci, no i sport się dla niego skończył.

Mówiłeś, że w twoim domu był alkohol.

Zawsze. Teraz rodzice się rozstali i znów jest. Tata poszedł do innej kobiety. Nie chcę, żeby przez to mama skończyła na ulicy jako alkoholiczka. Jak widzisz, mam dużo na głowie. Muszę pójść do psychologa, który pomoże mi ustalić w tym wszystkim jakąś granicę.

Jaki masz stosunek do alkoholu?

Trzymam się od niego z daleka. Jak jest impreza, to jestem kierowcą. I dobrze, bo raz, że nie stracę formy, a dwa – dawniej jak wypiłem, to zawsze szukałem zadymy. Przeważnie kończyło się w parterze i tam też dawałem sobie radę. Przypominam to sobie i czasem zastanawiam się, czy nie iść przypadkiem do MMA.

Nie ty jeden. Swoich sił we wszechstylowej walce wręcz próbował Jackiewicz, teraz swoją szansę ma otrzymać Zimnoch. Następni w kolejce mogą być Masternak i Szpilka.

Pamiętam, że jeszcze na Gwardii potrafiłem założyć dźwignię dwa razy cięższym gościom. Trenowałem zapasy, capoeirę. Do dzisiaj potrafię zrobić salto, szpagat.

Uważany za najlepszego pięściarza świata Wasyl Łomaczenko potrafi cofnąć się na rękach o 500 metrów.

Widziałem jego walkę z Rigondeaux, świetna. Widać, że od małego budował w sobie, niczym Mike Tyson, ogromną pewność siebie. Rywale przegrywają z nim z kretesem już w szatni, w ringu się z nimi bawi.

Z takim podejściem odnajdziesz się wszędzie. Ja byłem niezły we wszystko. Grając w piłkę wchodziłem ostro ciałem, a jak ktoś biegł do mnie z łapami, to waliłem go prosto w łeb. (śmiech) Po którejś czerwonej kartce trener powiedział: „wybierasz piłkę nożną albo boks”. No i wybrałem boks.

Teraz tak sobie myślę. Zawsze byłem zwinny i może gdybym zamiast boksu wybrał MMA, to bym miał większe sukcesy? Z drugiej strony nie chcę się jeszcze w to pchać, bo wiem, że potrafię dobrze boksować. Słysząc nazwisko Łomaczenko wierzę, że napsułbym mu trochę krwi. Bo i on popełnia błędy. Szkoda byłoby to wszystko tak nagle przerwać.

Z zerem po stronie porażek, jak Damian Jonak.

I on też nie dostał wreszcie walki o tytuł, prawda?

Moi trenerzy z czasów amatorskich dziwią się: „Kamil, przecież gdzie żeśmy nie pojechali, ty jedyny ciągle wygrywałeś. Dlaczego w ciebie nie inwestują?„. Mógłbym zadać to samo pytanie, promotorom i publiczności. W swoim życiu tak naprawdę przegrałem jedną walkę i to tylko dlatego, że zbijałem wagę.

I taki ktoś ma nie mieć perspektyw?

Pochodzę z patologicznego domu, pewność siebie łapałem na zawodach. A teraz bez gry spadłem do drugiej ligi. To sprawia, że pytam sam siebie, po co było się pocić, tracić zdrowie? Co ja tu robię? O co chodzi? No cóż… Jak się rodziłem, nikt nie mówił, że życie będzie łatwe.

źródło: sporteuro.pl
Osobowość infantylna. Mentalność chłopaczka, którym już dawno nie jest. Przyzwyczajony, że inni decydują za niego.
Szkoda mi go, ale faktycznie przyczepiłbym się tego "Może dlatego, że mamy za dobre serce? Albo po prostu wolimy odejść od tego, odpuścić pieniądze i wziąć się za trening? Nie wiem. Ja mam w życiu duże ambicje."
Chłopakowi przydałaby się babka, która go wesprze i trochę pomoże, tak jak np. żona Masternaka. Bo jak przejrzałem fb, to raczej na zaradną nie wygląda, choć to oczywiście tylko pierwsze wrażenie.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Przekierowanie