Ble. Po 12 rundach męczarni zasłużenie przegrywa DeGale, który wykazał się brakiem wyczucia dystansu, wacianym ciosem, dziadowską kondycją na 2 i pół minuty w każdej rundzie i idiotycznym naskakiwaniem na przeciwnika. Eubank był sobą, dzisiaj nawet to wystarczyło.
Wynik przyjąłem ze zdziwieniem nie tyle z powodu zwycięzcy (bo jak pisałem na początku, tutaj mógł wygrać każdy) ale ze względu na dysproporcję między tym co pokazali w ringu. DeGale chyba najsłabszy w karierze (pomijając ten pierwszy etap), dawał się trafiać chaotycznemu jak zwykle Eubankowi jak junior, zupełnie nie korzystając z materiału który zaserwował nam Groves równo rok temu.
Co do Stiverne'a - on to się na ringu męczy, ale chyba niewiele może robić poza nim dlatego ciągle boksuje raz za czas. Albo ma jakiś niewolniczy kontrakt z Kingiem. Tak czy inaczej, mógłby skończyć karierę.
Joyce niestety nie zachwycił, zobaczymy co pokaże w kolejnych walkach o paski WBA.